Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Wielka czwórka

Czterech wielkich Najanmarów (Najanarów), których opisuję poniżej, zwie się w literaturze tamilskiej „Ojcami wiary”. Droga do Boga każdego z nich – Sundarara, Appara, Sambandara i Manikkawaćakara – była inna. Sundarar podążał sankhja-margą, ścieżką przyjaźni. Appar podążał dasa-margą, ścieżką sługi. Sambandar podążał satputra-margą, ścieżką syna, a Manikkawaćakar podążał dźńana-margą, ścieżką wiedzy.

Przyjaciel Śiwy

Sundaramurti Najanmar żył w VIII wieku n.e. Jego życie pokazuje, że można wieść życie głowy rodziny i być przy tym żarliwym wielbicielem Boga. Pokazuje także, że Pan zna i angażuje się w sprawy człowieka i że nie ma w naszym życiu rzeczy, którą by uważał za nieistotną. Sundarar nie wahał się wciągać Pana w każde błahe zdarzenie w swym życiu, nawet w romanse! Żył on zaledwie osiemnaście lat, lecz zdołał w tym czasie skomponować jedne z najpiękniejszych pieśni o Panu Śiwie zwane Thewaramami. Śiwa uwielbiał je tak bardzo, że kazał autorowi śpiewać je wielokrotnie, zanim uznał wykonanie za zadowalające. W swym poprzednim życiu Sundarar był sługą Śiwy na górze Kajlasa. Do jego obowiązków należało dostarczanie Panu świętego popiołu do smarowania ciała oraz girland z miodnych kwiatów. Któregoś dnia, podczas zbierania kwiatów w ogrodzie Parwati, wypatrzył dwie służki Bogini – Kamalini i Aninditi – i zakochał się w nich od pierwszego wejrzenia. Pan Śiwa wiedział o tym i poradził słudze, by narodził się na Ziemi razem z dziewczynami i poślubił je: „Twe myśli skupiły się na nich, dlatego powinieneś żyć z nimi tak długo, aż nacieszysz się przyjemnościami miłości. A potem będziesz mógł wrócić do Mnie”. Innym powodem, dla którego Sundarar musiał narodzić się na Ziemi, było to, że nie pozbył się całkowicie następstw swych czynów (karma). W sanatana dharmie łaska Pana nie oznacza wymazania następstw grzechów nawet w przypadku największych wielbicieli. Gdyby tak było, wielbiciel od razu kończyłby swe życie. Życie jest grą, w której wcielona dusza (dźiwatma) uważa siebie za różną od Najwyższej Duszy (Paramatma) i musi odnaleźć powrotną drogę do swej prawdziwej tożsamości. Paramatma jest naszym niewidzialnym towarzyszem, który nieustannie nas oświeca. Pan wyjawia wielbicielowi prawidła działania karmy i wzmacnia jego postanowienie pełnego podporządkowania się Bogu. Podporządkowanie z kolei wymazuje wszelkie pragnienia cieszenia się owocami karmy i odsłania drogę wyrwania się z więzi narodzin i śmierci. Pan Śiwa pragnął także, by Sundarar komponował na Ziemi boską muzykę dla korzyści wszystkich ludzi. Sundarar urodził się w szacownej bramińskiej rodzinie, a potem zaadoptował go miejscowy władca. Kiedy skończył czternaście lat, ojczym postanowił go ożenić. Wtedy jednak wydarzyło się coś dziwnego. Stary bramin, umazany popiołem, ze sznurem korali rudraksza wokół szyi, wtargnął do sali weselnej i krzyknął, że chłopiec jest jego niewolnikiem i nie może się ożenić bez jego zgody. Zabrał Sundarara ze sobą i przed zgromadzeniem starszyzny pokazał dokument, który potwierdzał jego słowa. Następnie bramin przestąpił próg świątyni Śiwy i zniknął. Sundarar rozpoznał w tej postaci samego Pana Śiwę. Pan przyszedł do niego we śnie i polecił mu komponować o sobie pieśni. Od tamtego dnia Sundarar wędrował od świątyni do świątyni i śpiewał na chwałę Pana. W świątyni Tiruwawur usłyszał głos: „Sundararze, uczyniłam cię swym oblubieńcem. Do końca swych dni na Ziemi będziesz mym mężem”. Kamalini, dwórka Parwati, w której zakochał się Sundarar, narodziła się na Ziemi jako Parawajar. Teraz spotkała Sundarara w świątyni Tiruwawur i zakochała się w nim z wzajemnością. Pan Śiwa, który wcześniej przerwał ich związek, teraz sam przygotował ślub. Odbył się on już następnego dnia po spotkaniu w świątyni. Parawajar zwykła rozdawać biednym pieniądze podczas festiwalu Holi. Przed kolejnym świętem poprosiła męża o pieniądze, a ten, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, poszedł do świątyni modlić się do Śiwy o złoto! Następnego dnia odkrył, że ceglany podest, na którym spał, zamienił się w złoto. Tak więc Parawajar mogła rozdawać złoto do woli. Innym razem, w czasie podróży, Sundarar raz jeszcze poprosił Śiwę o złoto dla biednych. Pan obdarował go stosem złotych monet, lecz Sundarar nie wiedział, jak przenieść je do Tiruwarur. Wtedy Pan poradził mu, by wrzucił monety do jeziora i odebrał je sobie w Tiruwarur. Sundarar zatrzymał tylko jedną monetę, żeby móc zidentyfikować skarb. Kiedy dotarł do Tiruwarur, wskoczył do jeziora i znalazł na dnie monety. Miały one jednak mniejszą wartość od tych, które dostał. Śiwa oszukał Sundarara, by skłonić go do śpiewania. Sundarar skomponował wtedy nowy utwór, zaśpiewał go, a Pan przywrócił złotu pierwotną wartość! Aninditi, druga z dziewczyn, w której Sundarar zakochał się na Kajlasa, także urodziła się na Ziemi. Wyrosła na oddaną wielbicielkę Śiwy o imieniu Sangilijar. Nie zgodziła się ona poślubić męża, którego wybrał jej ojciec i zamieszkała w aśramie. Codziennie nawlekała dla Pana kwietne girlandy i zanosiła je do pobliskiej świątyni. Któregoś dnia wypatrzył ją tam Sundarar, który nosił w swym sercu pamięć o ich wcześniejszym spotkaniu. Zakochał się w niej raz jeszcze. Powiedziano mu, że dziewczyna żyje w celibacie, dlatego poprosił Pana Śiwę o pomoc w rozwiązaniu problemu. Wtedy Śiwa polecił we śnie Sangilijar poślubić Sundarara. Dziewczyna chciała tego, ale wiedziała też, że Sundarar ma już żonę, i bała się, że kiedyś do niej wróci. Pan Śiwa poradził dziewczynie, żeby pod pewnym drzewem, a nie w świątyni, Sundarar obiecał, że nigdy jej nie opuści. Tak też się stało. Wiosną Sundarar przypomniał sobie o pierwszej żonie i o tym, jak śpiewała i tańczyła dla Pana w świątyni Tiruwarur. Zapragnął do niej wrócić. Długo się wahał z powodu przysięgi złożonej Sangilijar, lecz w końcu odszedł bez słowa. Kiedy tylko opuścił wioskę, stracił wzrok i upadł na ziemię. Zrozumiał, że Pan daje mu nauczkę za złamanie przysięgi. Swe uczucia – jak to zwykł robić – wyraził śpiewem. Następnie wyruszył w wędrówkę po świątyniach i błagał Pana o przywrócenie wzroku. W świątyni Kamakszi (Bogini o pięknych oczach), w Kanćipuram, Parwati przywróciła mu wzrok w jednym oku. Uszczęśliwiony Sundarar skomponował wtedy wiele pieśni na Jej cześć. W drodze powrotnej do Tiruwarur raz jeszcze poprosił Pana o przywrócenie wzroku. Śiwa polecił mu, by wykąpał się w świątynnej sadzawce. Kiedy z niej wyszedł, dostrzegł, że jest cały złoty. Nie o to mu chodziło! Chciał znowu parą zdrowych oczu kontemplować postać Pana w świątyni! W końcu Śiwa uległ i zwrócił Sundararze wzrok. Parawajar dowiedziała się o drugim małżeństwie Sundarara i nie chciała go wpuścić do domu. Sundarar i tym razem zwrócił się do swego jedynego przyjaciela o wsparcie. Wtedy Pan, w przebraniu bramina, poszedł do Parawajar i wstawił się za Sundararem. Parawajar zrazu była mu niechętna, lecz kiedy Śiwa ujawnił swą tożsamość, podła mu do stóp i zgodziła się przyjąć męża. Śiwa wielokrotnie ratował Sundarara, lecz za każdym razem nalegał, by ten najpierw mu zaśpiewał. Trzykrotnie Pan sam podpowiadał Sundararowi pierwszą linijkę pieśni. Kiedyś wielbiciel nie wiedział, jak zacząć utwór. Wtedy Pan powiedział: „Ty, którego tak trudno pojąć umysłem i opisać słowami…”. Za drugim razem Pan Śiwa podsunął takie słowa: „Co w tym trudnego. Nazwałeś Mnie Pitthanem (szaleńcem), kiedy przyszedłem wyratować cię z sali ślubnej. Zacznij więc linijkę od tego słowa!”. Za trzecim razem Pan polecił zacząć pieśń od słynnych słów: „Jestem sługą sług, którzy służą sługom Pana mieszkającego w Thillaji”. Sundarar wstąpił do wąskiego grona sług Pana, dusz wyzwolonych jeszcze w tym ciele (dźiwan mukta). Śiwa traktował Sundarara jak swego przyjaciela, który to związek zwie się sankhja-margą. Wspaniałość tej ścieżki polega na tym, że Pan pozwala swemu wielbicielowi na niesłychaną poufałość. Jak ujął to poeta Thiruwalluwar: „Jeśli pytasz, czym jest bliska przyjaźń, odpowiem, że to taki związek, w którym nie masz tajemnic przed przyjacielem”. Kiedyś podczas modlitwy w świątyni Sundarar na widok bóstwa Śiwy mocno zatęsknił za górą Kajlasa. Tarzał się po posadzce i błagał Pana, żeby zabrał go do siebie. Zaśpiewał wtedy jedną ze swych naj-bardziej tęsknych melodii. W swym krótkim życiu – Sundarar miał dopiero osiemnaście lat – skomponował mnóstwo poruszających pieśni, które do dzisiaj słychać w świątyniach Śiwy. Pan także stęsknił się za swym sługą, dlatego niezwłocznie wysłał po niego białego słonia. Tak Sundarar wrócił na Kajlasa. Porzucił swe fizyczne ciało, a jego obie żony także oswobodziły się ze śmiertelnych więzów i wróciły do boskiej krainy.

Syn Śiwy

Tiru Dźńana Sambandar skomponował zbiór pieśni o Panu Śiwie, tzw. Thewaram. Zasłynął on jako syn Boga, Iśwarakoti, oraz awatara – boska inkarnacja, która wcieliła się w postać człowieka. Potwierdzeniem na to jest krótkie – Sambandar żył zaledwie szesnaście lat – lecz pełne cudów życie chłopca. Zanim się narodził, jego rodzice modlili się o syna, który przywróciłby w ich krainie religię Wed. Był to bowiem czas ekspansji dżinizmu. Kiedy Sambandar miał trzy lata, ojciec zostawił go na brzegu jeziora, a sam poszedł popływać. Chłopiec, przepełniony miłością i pragnieniem ujrzenia swego prawdziwego ojca, głośno zapłakał. Pan Śiwa wysłał więc do niego Parwati. Bogini wzięła go w ramiona i nakarmiła mlekiem z piersi. Po chwili wrócił „ziemski” ojciec Sambandara i dostrzegł resztki mleka na ustach syna. Dziwił się, któż mógł go nakarmić. Wtedy chłopiec stanął w pozycji niczym posąg Śiwy w świątyni i wskazując na niebiosa, zanucił swą słynną pieśń: „Spójrz tylko na Tego, który wetknął w swe ucho zawinięty liść winnej palmy!”. Chłopiec widział bowiem Pana i przekazał po prostu to, co widział. W wieku, w którym inne dzieci dopiero zaczynają składać słowa w zdania, Sambandar zaśpiewał strofę na starą tamilską melodię, w zgodzie z gramatyką sanskrytu. Bez wątpienia „wyssał” tę umiejętność z mlekiem Parwati, boskiej matki wszystkich sztuk. Sambandar wędrował od świątyni do świątyni, śpiewając na chwałę Pana w taki sposób, że serca wszystkich słuchaczy topniały. Śiwa podarował mu parę złotych cymbałów, aby łatwiej mu było utrzymać rytm. Podczas ceremonii założenia świętej nici, którą przeszedł w wieku siedmiu lat, Sambandar zadziwił kapłanów wyrecytowaniem wszystkich Wed. Powiedział braminom, iż wiedzę zaczerpnął z pańćakszari – mantry Namaśiwaja – która zawiera w sobie wszystkie Wedy. Sambandar miał niewiele czasu, by osiągnąć to, co było mu pisane. Dlatego już od trzeciego roku życia przemierzał kraj na ramionach ojca. W odwiedzanych świątyniach dokonywał cudów i uwalniał od kłopotów wielbicieli. Kiedyś na przykład przywrócił do życia żonę wielbiciela ukąszoną przez węża. Jak już wspomniałem, w czasach Sambandara w Tamil Nadu szerzył się dżinizm. Nową wiarę przyjął nawet król. Wierni Śiwie pozostali tylko żona króla i jego pierwszy minister. Na wieść o świętym chłopcu królowa zaprosiła go do miasta. Mnisi dźinijscy zaniepokoili się z powodu wizyty. Za pomocą czarnej magii chcieli wzniecić ogień w jego obozie, ale im to się nie udało. Ogień wrócił tam, skąd przyszedł, czyli do pałacu króla, który zgodził się na zamach mnichów. Władca poczuł nagle palący ogień w całym ciele. Królowa poradziła mu, by czym prędzej wezwał Sambandara. Mnisi przyprowadzili chłopca i wezwali go do pokazania swej mocy. Król zaś obiecał, że przyjmie wiarę Sambandara, jeśli ten go uzdrowi. Mnisi mieli wyleczyć lewy bok króla, a chłopiec prawy. Mnisi poczęli intonować mantry i gładzić chorego piórami pawia, lecz pieczenie nie przechodziło. Sambandar zaśpiewał pieśń sławiącą popiół na ciele Śiwy, a następnie posmarował popiołem prawy bok władcy. Ból momentalnie zniknął. Na prośbę króla chłopiec posmarował też jego drugi bok. I tu również dolegliwości ustąpiły. Wtedy król z żoną upadli do stóp Sambandara. Dźiniści nalegali na kolejne próby. Tym razem przeciwnicy mieli wrzucać w ogień liście palmowe, na których zapisali swe pieśni. Liście mnichów spłonęły, a liście Sambandara pozostały nietknięte. Następnie rzucali liście do rzeki. Zwyciężał ten, którego liście popłyną pod prąd. Wygrał Sambandar, a cała kraina wróciła do kultu Śiwy. Chłopiec odbył wiele pielgrzymek, by w wieku szesnastu lat wrócić w rodzinne strony. Ojciec postanowił go ożenić. Sambandar zgodził się i z widocznym rozbawieniem uczestniczył w ceremonii zaślubin. Jak głosi tradycja, Sambandar po raz pierwszy śpiewał na chwałę pańćakszari mantry podczas ceremonii nadania mu świętej nici, a po raz ostatni podczas swego ślubu. Kiedy okrążał święty ogień, trzymając się za palce z młodziutką oblubienicą, płomień wybuchł z mocą i pochłonął młodą parę oraz gości weselnych. Wszyscy oni zostali zabrani do krainy Pana Śiwy. W swym krótkim życiu Sambandar uczynił dla siwaizmu tak dużo, jak Adi Śankara dla adwajty. Tysiące jego pieśni rozpaliło na nowo w sercach ludzi wiarę w ich starą religię i starożytne obrzędy.

Sługa Śiwy

Święty Appar przygotował grunt na nadejście syna bożego Sambandara, tak jak Kumarila Bhatta uczynił to dla Adi Śankaraćarji, a Jan Chrzciciel dla Chrystusa. Żył w tym samym okresie co Sambandar, lecz spotkali się tylko trzy razy, kiedy Appar skończył już pięćdziesiąt lat, a Sambandar zaledwie siedem. Appar martwił się popularnością dżinizmu i postanowił zgłębić lepiej tę religię, by pomóc Sambandarowi w jego misji. Dlatego wstąpił do klasztoru dźinijskiego w Pataliputrze. Niektórzy uznali to za odstępstwo od siwaizmu, lecz Appar był mistykiem, którego opinia tłumu nie mogła odwieść od spełnienia ważnego zadania. Appar spędził w klasztorze dźinijskim dwadzieścia lat i opuścił go, gdy Sambandar skończył lat siedem. Chciał odejść w taki sposób, by nie obrazić mnichów. Wtedy Śiwa przyszedł mu z pomocą i zesłał na niego ból kolkowy, którego mnisi nie byli w stanie wyleczyć. Appar odszedł więc, a uleczyła go własna siostra pięciosylabową mantrą Namaśiwaja! Uzdrowiony Appar zaśpiewał taką oto pieśń: „O Panie, który w swej wędrówce zbierasz dary żebracze do czaszki, łaskawie wybaw mnie od kolki, która męczy me ciało”. Władca kraju, w którym żył Appar, wyznawał dźinizm. Mnisi dźinijscy nalegali na niego, by ukarał ich dawnego towarzysza śmiercią za porzucenie wiary. Za zgodą króla uwięzili Appara w płonącym piecu wapiennym, lecz kiedy po kilku dniach otworzyli piec, zobaczyli żywego Appara pogrążonego w głębokim samadhi. Uznali, że przeżył dzięki mantrom, których nauczył się od nich. Na-poili go też trucizną. Appar wypowiedział pięciosylabową mantrę, wypił truciznę niczym eliksir życia i przeżył! Następnie mnisi położyli Appara na drodze oszalałego słonia. On zaś powitał zwierzę pięknym wierszem na cześć Śiwy. Wtedy słoń skłonił się przed nim i obrócił swą wściekłość przeciwko mnichom. Na koniec oprawcy przywiązali głaz do szyi Appara i zepchnęli go do morza. Głaz jednak nie tonął, a Appar zaśpiewał: „On jest Słowem, On jest zbawcą, On jest wcieleniem Wedy, On jest blaskiem. A imieniem Jego Namaśiwaja!”. Bezpostaciowym stanem Pana jest dźwięk – nada – zawarty w „Namaśiwaja”. Tak więc Pan jako dźwięk skierował kamień na brzeg, a Appar odszedł do miasta. Jego ciało pokrywał popiół i miał rudrakszę na szyi. W mieście nie powitano go jednak należycie. Nawet śiwaici mieli mu za złe pobyt wśród dźinistów i odwrócili się od niego. Dlatego Appar postanowił odszukać Sambandara. Podczas historycznego spotkania padli sobie do stóp niczym starzy znajomi. Appar widział w dziecku zbawcę siwaizmu, a Sambandar w Apparze oddanego sługę swego prawdziwego ojca. Pierwsze spotkanie tych wielkich dusz trwało kilka dni. Do drugiego spotkania doszło podczas wielkiego głodu. Wtedy razem modlili się do Śiwy o przerwanie cierpień ludzi. Pan obiecał im, że codziennie będą dostawać od Niego jedną złotą monetę na pokarm dla głodujących. Monety znajdywali przy wejściu do świątyni i postępowali zgodnie z życzeniem Pana. Następnie wyruszyli w pielgrzymkę, odwiedzali sanktuaria i czynili wiele cudów. Po raz trzeci spotkali się, kiedy Sambandar wrócił z Madurai po pokonaniu dźinistów. Appar zobaczył procesję z Sambandarem i, z pokorą prawdziwego świętego, pomógł nieść palankin, na którym siedział Sambandar. Gdy syn boży ujrzał Appara, zeskoczył z palankinu i objął go mocno. Spędzili jakiś czas razem, lecz wkrótce rozstali się na zawsze. W świątyni Tiruppunthuruthi Appar zaśpiewał słynną pieśń: „Moja głowo pokłoń się Głowie Wszechświata…”, w której nakazał wszystkim członkom swego ciała wielbić Pana Śiwę. Innym razem Appar był zajęty kopaniem w świątynnym ogrodzie. Pan postanowił go sprawdzić i pozwolił mu znaleźć złoto i klejnoty. Appar jednak wyrzucił skarb razem z ziemią do jeziora. Chwilę potem niebiańskie piękności próbowały uwieść Appara, lecz on nie przestał intonować pięciosylabowej mantry. Appar zaśpiewał: „Jestem myślicielem, o czymże więc miałbym myśleć, jak nie o świętych stopach Pana… Me oczy widzą tylko Jego stopy przystrojone bransoletami… Tu i teraz, o Czcigodny, padam do Twych stóp”, po czym opuścił swe ciało. Miał wtedy osiemdziesiąt jeden lat. Appar wsławił się uniżoną służbą dla Śiwy i Jego wielbicieli. Przekaz głosi, że nie rozstawał się z motyką, którą używał do pracy
w świątynnych ogrodach.

Znawca Śiwy

Manikkawaćakar, urodzony w rodzinie braminów, jeszcze jako dziecko dał się poznać z tak niezwykłej inteligencji, że król uczynił go swym pierwszym ministrem. Chłopiec jednak szybko uświadomił sobie marność tego świata i postanowił znaleźć dla siebie mistrza. Tymczasem król wysłał go po konie dla swej armii. Manikkawaćakar uznał to za doskonałą sposobność do poszukania guru. W pewnej świątyni natknął się na bramina, który trzymał w dłoniach księgę Śiwa Dźńana Bodham („Wiedza o Śiwie”), i uznał, że to jego guru. Padł do stóp bramina i błagał o przyjęcie na ucznia. Braminem był Śiwa, który osobiście pragnął wprowadzić chłopca w tajemnicę wiedzy o sobie. Manikkawaćakar podarował guru cały swój majątek i zaśpiewał na Jego cześć melodyjną pieśń. Śiwa powiedział, że słowa tej pieśni są niczym perły nanizane na nić, i nazwał ucznia Manikkawaćakarem. Kiedy zniknął, uczeń uświadomił sobie dla kogo śpiewał. Pogrążył się w takim żalu, że zapomniał o celu swej wyprawy. Co gorsza, pieniądze przeznaczone na zakup koni oddał guru, który przekazał je do skarbca świątynnego. Aby zyskać na czasie, powiadomił króla, że wróci dopiero za miesiąc. Miesiąc jednak szybko minął, a król się niecierpliwił. Wtedy Manikkawaćakar wyznał bóstwu Pana w świątyni, co go trapi. Śiwa ukazał się wielbicielowi we śnie i polecił mu wrócić do króla, On zaś osobiście przyprowadzi konie. Manikkawaćakar oznajmił więc królowi, że dostanie konie w pomyślnym dniu. Królowi doniesiono jednak o sprzeniewierzeniu pieniędzy. Wpadł wtedy w furię i skazał ministra na tortury. Manikkawaćakar wytrwale znosił męki, pewien, że wkrótce Pan dotrzyma obietnicy. Śiwa zobaczył, co się stało, i przemienił szakale w konie, a swych ganów w jeźdźców. Sam przybrał postać handlarza koni i pomyślnego dnia pojawił się w Madurai. Na widok koni król żałował, że skazał na cierpienie niewinnego ministra. Konie zaprowadzono do stajni, lecz w nocy Pan Śiwa zamienił je w szakale, które zbiegły do lasu. Rozgniewany król nakazał raz jeszcze torturować ministra. Święty wezwał Pana na pomoc i wtedy pobliska rzeka zaczęła przybierać. W mieście wybuchła panika. Strażnicy zbiegli, a Manikkawaćakar poszedł do świątyni modlić się do Śiwy. W tym samym czasie król nakazał wszystkim budować wały przeciwpowodziowe. Pewna staruszka ledwie dźwigała ciężary i modliła się do Śiwy o pomoc. Pan przeistoczył się więc w silnego mężczyznę i zaczął rzucać ziemię na wał z taką siłą, że go przerwał. Wściekły król uderzył mężczyznę kijem w głowę. Ból tego uderzenia odczuł cały świat z królem włącznie. W tejże chwili władca uświadomił sobie, że całe zdarzenie to boska zabawa Pana. Głos z nieba nakazał mu odszukać Manikkawaćakara i błagać go o wybaczenie. Król wykonał polecenie i chciał przekazać ministrowi władzę nad swym krajem. Manikkawaćakar odmówił i opuścił króla na zawsze. Miał dość polityki. Nie dla niej przyszedł na ten świat. Całym swym sercem pragnął za to spotkać raz jeszcze swego guru. Odbył pielgrzymkę do wszystkich świątyń w południowych Indiach z nadzieją ujrzenia Pana. Śiwa zaś, aby sprawić radość swemu wielbicielowi, ukazywał się Manikkawaćakarowi w każdej świątyni pod postacią jego mistrza. Manikkawaćakar dotarł w końcu do wspaniałej świątyni Ćidambaram, w której Śiwa przebywa w postaci Nataradźy. Tam wielbiciel skomponował swą słynną pieśń Tiruwaćagam. W tym samym czasie do Ćidambaram przybyli buddyjscy mnisi ze Śri Lanki w towarzystwie władcy Śri Lanki i jego niemej córki. Mnisi chcieli poznać naukę o bogu inną od własnej. Miejscowy król, na życzenie gości, zorganizował debatę między śiwaitą Manikkawaćakarem a nimi, w której święty odparł wszystkie argumenty buddystów. Zdumiony władca Śri Lanki powiedział Manikkawaćakarowi: „Zamknąłeś usta moim uczonym nauczycielom. Jeśli jednak sprawisz, że moja niema córka przemówi, wyrzekniemy się swej wiary i przyjmiemy twoją”. Manikkawaćakar poprosił Śiwę o pomoc i niemowa przemówiła, odrzucając bezbłędnie argumenty buddyjskich mnichów. Król, oczywiście, się nawrócił. Innego dnia Pan Śiwa przyszedł do Manikkawaćakara w przebraniu bramina i poprosił go o zaśpiewanie Tiruwaćagam. Podczas śpiewania Pan zapisywał słowa pieśni na palmowych liściach. Miłość i łaskawość Pana tak bardzo poruszyły świętego, że nagle upadł bezwładnie na posadzkę. Po jakimś czasie kapłani znaleźli liście zapisane ręką Pana i samego Manikkawaćakara pogrążonego w transie. Po braminie jednak nie było śladu. Kapłani poprosili świętego o wyjaśnienie, co zapisano na liściach i kto to zrobił. Wtedy Manikkawaćakar, drżącą ręką, wskazał na bóstwo w świątyni i powiedział: „Tylko On jest tematem tych pieśni i to On je zapisał!”. Przepełniło go tak silne uczucie do Nataradźy, że wtopił się w Jego stopy.
Om Namaśiwaja!