Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Klęska Kamy

„Tańczy otoczony tłumem śpiewających duchów.
W Jego spętane loki wpada z impetem rzeka.
Wedy współgrają z pieśniami, które śpiewa”.
Święty Sambandar

Jak wspomnieliśmy wcześniej, trzynaście spośród córek Dakszy poślubił wielki mędrzec Kaśjapa. Najstarsza z nich – Diti – miała zły charakter, dlatego zrodziły się z niej demony. Jej siostra Aditi była przeciwieństwem siostry, dlatego została matką bogów. Któregoś dnia Diti błagała Kaśjapę, żeby dał jej syna, który pokona bogów, synów Aditi. Kaśjapa wiedział, że nie przekonana swej znieprawionej żony. Dlatego zamiast się z nią kłócić, poradził jej wykonać pewne pokuty. Diti przykładnie wykonała zadanie, za co dostała mocarnego syna Wadźrangę. Poleciła mu pojmać Indrę i innych bogów. Aditi wstawiła się za swoimi synami u Brahmy. Stwórca próbował przebłagać Wadźrangę, żeby uwolnił bogów. Wadźranga, który był wielbicielem Pana Śiwy, zgodził się: „Pojmałem ich, żeby zadowolić matkę, ale nie zależy mi na podboju światów. Wolałbym dowiedzieć się od ciebie, jaki jest sens życia. Co mam uczyć, by uwolnić się od strachu i znaleźć szczęście?”.

Słowa syna Diti zadowoliły Brahmę, dlatego stworzył dla niego piękną Warangi i oddał ją demonowi za żonę. Żyli oni ze sobą szczęśliwie przez jakiś czas. Warangi zdobyła serce męża miłością i oddaniem. Z wdzięczności postanowił spełnić jej życzenie. Warangi poprosiła go o syna, który podbiłby trzy światy i zagroził Wisznu. Wadźranga nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie chciał wystąpić przeciwko bogom, ale też nie chciał zawieść swej żony. Postanowił umartwiać się dla Brahmy i poprosić go o dobrego syna. Pomyślał, że w ten sposób zadowoli żonę i nie skrzywdzi bogów. Kiedy Wadźranga skończył swe pokuty, Brahma pobłogosławił go upragnionym darem. Warangi poczęła ogromnego syna, a w czasie porodu na świecie zaob­serwowano wiele złowróżbnych zwiastunów. Ojciec zrozumiał, że jego syn jest demonem, tak jak tego chciała Warangi. Nadał mu imię Ta­raka.

Demon przez wiele lat oddawał się srogim pokutom dla Brahmy, a kiedy bóg pojawił się przed nim, poprosił o dwa błogosławieństwa. Chciał po pierwsze, by nikt w trzech światach nie dorównał mu siłą, a po drugie, by jedyną osobą zdolną go zabić, był syn Pana Śiwy. Taraka myślał, że wielki jogin nie będzie miał dzieci, więc nic mu nie grozi. Brahma, jak zwykle, uległ prośbie swego czciciela.

Wtedy demon rozpoczął swe dzieło zniszczenia w trzech światach. Siłą brał, czego pragnął zarówno od bogów, mędrców, jak i ludzi. Podbił królestwo niebiańskiego króla Indry, światy ludzi i podziemne światy niższych istot. Zasiadł na tronie Indry i ogłosił się władcą bogów. Bogowie jednak zbiegli, a Taraka zastąpił ich demonami. Po­konani rezydenci niebios pospieszyli po ratunek do Brahmy, mimo­wolnego sprawcy ich kłopotów. To przecież on obdarzył Tarakę nieposkromioną mocą. Brahma jednak odmówił zabicia demona, który był jego wielbicielem.

„Wiem, co powinniście zrobić. Tarakę może zabić tylko syn Śiwy. Musicie więc znaleźć sposób, żeby wyrwać Śiwę z samadhi i sprawić, by dostrzegł Parwati, która wiernie mu służy. Jeśli ją pokocha i poślubi, narodzi się syn, zdolny zabić demona”.

Indra pomyślał o pięknym Kamie, który niezwłocznie przed nim się zjawił w towarzystwie swej żony Rati i Wasanty (wiosny). Indra polecił bogowi miłości: „Spraw, żeby Śiwa porzucił ascezę i zapragnął księżniczki gór”.

Kama był bardzo pewny siebie. Chlubił się swą mocą i uważał za boga potężniejszego od innych, gdyż potrafił ich okiełznać za pomocą swych strzał. Obiecał więc Indrze, że jemu z pewnością uda się to, czego nie byłby w stanie dokonać nawet król niebios.

Następnie udał się w Himalaje, w pobliże miejsca, w którym Pan Śiwa oddawał się jodze. Wiosna pokryła doliny dywanem kwiatów, a drzewa pąkami kwiatów i owocami. Ciepły wietrzyk Malaja zawiał pośród szczytów, wypełniając powietrze nęcącym zapachem. Śnieżna pokrywa szczytów stopiła się, a spływająca woda utworzyła szemrzące potoki i przejrzyste stawy. Ptaki wiły gniazda, a ich miłosny świergot rozlegał się w całej okolicy. Kukanie kukułek i brzęczenie otumanio­nych nektarem pszczół podnieciło nawet zatopionych w medytacji mędrców. Apsary (niebiańskie tancerki) tańczyły radośnie na łąkach, a księżyc w pełni rozświetlił rozkochane stworzenia rozmaitych ga­tunków. Kiedy Śiwa otworzył oczy i zobaczył inwazję wiosny w swej surowej niegdyś pustelni, zdziwił się nieco. Ale – jak na doskonałego jogina przystało – zaraz je zamknął i znowu wszedł w stan samadhi. Wtedy Kama, który zwykle wkrada się jedynie do ludzkich serc, przyjął swą rzeczywistą postać i stanął ze swą żoną obok Śiwy. Małżonkowie próbowali przyciągnąć uwagę Śiwy miłosnymi igrasz­kami, tańcem, do którego przygrywali im niebiańscy muzycy. Wielki jogin jednak ani drgnął. Kama poczuł strach, że tym razem to on zostanie pokonany. Jak dotąd ta sztuka nie udała się nikomu. W tym momencie przyszła Parwati ze służkami. Dziewczyny przyniosły kwiaty, którymi co dzień rano czciły Pana. Podeszły do Niego nieśmiało, ukłoniły się i umieściły kwiaty u Jego stóp. Parwati wpatrywała się w Śiwę z nadzieją, że spojrzy na nią. Pan otworzył oczy, a wtedy Kama wypuścił w Niego swą strzałę. Zwykle Pan otwierał oczy tylko na chwilę i wracał do medytacji. Tym razem jed­nak, ugodzony strzałą Kamy, nie mógł oderwać wzroku od cudownej Parwati. Stało się w końcu to, na co Parwati czekała od dawna.

Śiwa pomyślał: „Doprawdy, ta dziewczyna jest skarbnicą doskonało­ści. W trzech światach nikt nie dorównuje jej urodą. Jeżeli tyle przyjemności sprawia mi samo patrzenie na nią, o ileż przyjemniejsze byłoby wziąć ją w ramiona!”.

Miał właśnie to zrobić, gdy zatrzymała Go myśl: „Jak to się stało, że uległem uczuciu? Kto przyczynił się do mojego upadku?”n Rozejrzał się wokoło i ujrzał Kamę, który stał dumny tuż obok. Kama był gotów wypuścić drugą strzałę, lecz wtedy poczuł uderzenie gniewu Śiwy. Rzucił łuk i w myślach wezwał na pomoc Indrę. Zanim jednak bogo­wie zdołali mu pomóc, Śiwa otworzył swe trzecie oko, z którego wytrysnął słup ognia. Ogień przeciął niebiosa niczym meteor, uderzył w ziemię i pochłonął Kamę. Bóg w okamgnieniu zamienił się w kupkę popiołu. Rati zemdlała, a przerażoną Parwati służki odciągnęły na bok. Rati odzyskała przytomność i próbowała zebrać prochy męża. Wstrząśnięci bogowie odzyskali w końcu głos i poczęli błagać Śiwę o przywrócenie Kamie życia.

„Cóżeś uczynił mojemu meżowi” – rozpaczała Rati. – „Skazałeś wszystkie stworzenia na życie bez miłości. Świat bez miłości czeka zagłada. Byk odrzuci krowę, koń odrzuci klacz, a mężczyzna kobietę. Namiętność przynosi nie tylko cierpienie, ale jest ostoją radości. Czymże jest życie bez namiętności? Pustą egzystencją bez smaku, niczym kwiat bez zapachu! Prawdziwej radości mogą doświadczyć tylko ci, którzy poznali cierpienie. Ceną za życie jest cierpienie, lecz jest w nim też nagroda – radość, jaką niesie miłość. Ani cierpienie, ani radość nie istnieją bez Kamy”.

Złość Śiwy jest krótka, więc zniknęła i tym razem. Pan zgodził się z Rati: „Zniszczyłem ciało Kamy, ale nie jego duszę. Będzie on żył jako bezcielesny Ananga w sercach wszystkich stworzeń. W przyszłości narodzi się także jako Pradjumna, syn Kryszny, a ty – Rati – raz jeszcze zostaniesz jego żoną”. Po tych słowach Śiwa wrócił do swych jogicz­nych praktyk.

Parwati zaś nie odważyła się odwiedzać Pana. Po tym, co zobaczyła, obawiała się skutków Jego gniewu.

Om Namaśiwaja!

„Złóżmy pokłony Temu, który jest niczym białe,
jesienne chmury i słońce. Złóżmy pokłony Temu, który przejawia się w ulewie i wichurze.
Złóżmy pokłony obrońcy ziemi i bydła”.
Śri Rudri, Jadźurweda

„Złóżmy pokłony Temu, który zamieszkuje obory i domy.
Złóżmy pokłony Temu, który zamieszkuje domostwa prostych ludzi
i pałace. Złóżmy pokłony Temu, który mieszka w kolczastych zaroślach i jaskiniach. Złóżmy pokłony Temu, który przebywa
w wirach i kroplach rosy”.
Śri Rudri, Jadźurweda