Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Kosmiczny ślub

„Brzeg, morze i góry, i moje słowa, On przenika,
wyjątkowy, z ziemi Rudry,
mąż pięknej góralki,
król niebian”.
Święty Wanthodar

Himawan zamierzał uczynić ze ślubu córki największe wydarzenie w historii wszechświata. Zaprosił na nie wszystkich bogów, mędrców, góry i rzeki. Całe miasto pokryły bogate dekoracje. Ulice pozamiatano i umyto. Wzdłuż ulic zawieszono gałęzie bananowców, jedwabne szarfy i liście mangowców. Na każdym rogu umieszczono pomyślne przed­mioty, rozsypano płatki lotosów i pąki jaśminów. Na życzenie króla architekt bogów, Wiśwakarma, wzniósł dla narzeczonych podium, na którym umieścił podobizny bogów. Były one tak wierne, że ludzie brali je za żywe. Na każdego gościa czekała wykwintna kwatera, a najwspanialsza na Pana Śiwę.

W wyznaczonym dniu bogowie zebrali się na Kajlasa, aby dołączyć do pana młodego. Przekonywali Śiwę, żeby ubrał się stosownie do okazji. Pan się zgodził. Półksiężyc zastąpił koronę, Jego trzecie oko przybrało kształt pięknego klejnotu, węże owinięte wokół Jego uszu zamieniły się w kolczyki, a węże na Jego szyi w naszyjniki. Popiół pokrywający ciało Pana zamienił się w aromatyczną pastę sandałową, a skóra słonia w jedwabny strój. Do procesji dołączyli ganowie z całego wszechświata. Stanęli oni z przodu i przez całą drogę tańczyli. Ra­dosny nastrój panował wśród bogów, którzy także tańczyli i śpiewali. Zgiełk czyniony przez konchy i rozmaite bębny roznosił się daleko. Na czele pochodu bogów jechał Wisznu z Lakszmi na orle Garudzie, za nimi Indra na słoniu Ajrawacie i Brahma z Saraswati na łabędziu. Na ślub spieszyły z nimi Matki Wszechświata, niebiańskie dziewice i żony bogów. Pan Śiwa siedział na nieskazitelnie białym byku wielkiej urody – symbolu dharmy. Pan jaśniał boskim blaskiem pośród szacownego tłumu.

Kiedy procesja zbliżyła się do przedmieść górskiego grodu, powitał ją Himawan z licznym orszakiem. Był pod wrażeniem Pana Śiwy, którego „nowy” wygląd kompletnie go zaskoczył. Nigdy wcześniej nie widział Go w postaci Sundaramurtiego – „Przystojnego”. Nie on jeden ze zdumieniem patrzył na szykownie odzianego Śiwę, którego cza­rowny uśmiech napełniał serca zebranych radością.

Mena nie mogła się doczekać spotkania z osobą, dla której jej córka podjęła się tak surowych wyrzeczeń. Usłyszawszy teraz tumult, wybiegła na balkon i zobaczyła procesję z panem młodym. Śiwa wiedział, jak wysokie ma o sobie mniemanie Jego przyszła teściowa. Dlatego postanowił sobie z niej zażartować. Żarty Pana pomagają wielbicielom pozbyć się pychy. Pan poprosił Wisznu i pozostałych bogów, by jechali dalej, a sam został nieco w tyle.

Mena była zachwycona widokiem procesji. Otwierali ją gandharwo­wie, niebiańscy muzycy, znani ze swej elegancji. Za nimi podążały niebiańskie nimfy, które powiewały różnobarwnymi chorągwiami. Mena pomyślała, że Śiwą jest jeden z gandharwów, ale wyprowadzono ją z błędu. Za nimfami kroczyli jakszowie, strażnicy skarbów. Mena tym razem pomyślała, że Śiwą jest ich przywódca. Znowu musiano ją wyprowadzić z błędu.

„Jakże musi On być piękny, skoro tak urodziwi są Jego towarzysze!” – pomyślała. Kolejnymi w szeregu byli: Agni – bóg ognia – świecący niczym stopione złoto, Jama – bóg śmierci – o niezrównanym majesta­cie. Mena czuła się rozczarowana, że żaden z nich nie był Śiwą. Na wi­dok oszałamiająco pięknego Wisznu niemal zemdlała. Uznała, że to musi być Śiwa, idealny partner dla jej ukochanej córki. Lecz i tym ra­zem nie zgadła.

Wtedy pojawił się Śiwa otoczony ganami. Ktoś szepnął jej do ucha: „Oto pan młody, którego wymodliła sobie twoja córka”. Mena z przerażeniem spoglądała na zbieraninę cudacznych postaci. Byli tam bhutowie, pretowie, piśaczowie, duchy, upiory i gobliny. Jedni mieli formę podmuchów wiatru i ci świszczeli przenikliwie. Inni mieli zde­formowane ciała i twarze wykrzywione w grymasie. Niektórzy byli ślepi, inni wieloocy. Niektórzy nie mieli nóg, inni kuśtykali na jednej nodze. Jedni nie mieli twarzy, drudzy rozbiegany wzrok. I to miała być przyboczna eskorta pana młodego!? Mena wolała myśleć, że to jakaś pomyłka, i błagała, żeby w końcu pokazano jej Śiwę.

Wtedy ktoś krzyknął: „O tam idzie Śiwa! Tam jest pan młody!”.

Na widok tej postać Mena zadrżała i nogi się pod nią ugięły: „Czy to jest człowiek, dla którego tak poświęcała się moja córka?”.

Pan młody miał pięć twarzy i na każdej troje oczu, potargane włosy, z których wyzierał półksiężyc, i dziesięć rąk. W jednej trzymał czaszkę, w drugiej trójząb, w trzeciej – miecz, a w pozostałych inny oręż. Jego barki okrywała skóra tygrysa, a biodra – skóra słonia. Wyglądał niechlujnie, a wzrok miał mętny. Zresztą cała grupa sprawiała wrażenie pijanej. Co chwila ktoś wznosił okrzyki: „Chwała Śiwie!”, po czym w górę leciały zamiast kwiatów czaszki, kości i jaszczurki.

Mena zemdlała. Gdy ją ocucono, zaniosła się płaczem i wykrzyczała, że na pewno nie odda córki Śiwie.

„Co mam począć? Do kogo pójść? Jakaż hańba spotyka moją rodzinę! Gdzie są ci wszyscy mędrcy, którzy zwą siebie niebiańskimi? Własnymi rękoma powyrywam im brody za ich dobre rady!”. Następnie zwróciła się do córki: „Taki jest owoc twych pokut? Musiałaś stracić rozum. Zmyłaś z siebie pastę sandałową i wytarzałaś się w błocie. Odsunęłaś od siebie gotowany ryż, żeby jeść plewy! Czymże zasłużyłam sobie na taki los?”.

Narada i inni mędrcy próbowali uspokoić Menę, ale ona nie chciała ich słuchać. Wtedy zbliżył się do niej mąż. Powiedział, że Śiwa zadrwił sobie z niej, lecz sama się o to prosiła. Parwati zwróciła się czule do matki: „Nie widzisz, że to ułuda? Oddaj mnie Śiwie. Ja już to zrobiłam ciałem, słowem i umysłem. Nie wyjdę za innego”.

Brahma rzekł: „Pan Śiwa ma wiele postaci i imion. Jest też mistrzem iluzji, który uwielbia mamić innych. Bądź tego świadoma, Meno, i nie odmawiaj mu swej córki”.

Na koniec przemówił Wisznu: „Jesteś ukochaną córką swych przodków, ale nie wiesz, jak wielki jest Śiwa. Posiada wszelkie cechy i jednocześnie nie ma żadnej. Ma postać i jej nie ma. Jest odrażający i piękny. Nie sposób opisać Jego prawdziwego kształtu. Tylko dzięki nadzwyczajnym umartwieniom Parwati zgodził się zostać twym zięciem. Spotkało cię wielkie wyróżnienie i honor. Dlatego, żono Hi­mawana, otrzyj swe łzy i przyjmij Go w swe progi. Spotka cię samo dobro”.

Słowa Wisznu sprawiły, że Mena nieco ustąpiła: „Posłucham was tylko, jeśli Śiwa przyjmie swą łagodną postać. Inaczej nie dam się przekonać. To moje ostatnie słowo!”. Po czym zamilkła i odwróciła się od zebranych.

Wisznu przekazał Śiwie wieści, a Parwati tymczasem modliła się do Niego z całego serca, by spełnił żądanie matki. Śiwa nie opierał się dłużej. Kiedy wrota pałacu zostały otwarte, stanął przed Meną w swej zachwycająco pięknej postaci Sundaramurtiego.

Z Jego ciała emanował boski blask. Jego ciemne oczy padły na Menę i wniknęły w głąb jej duszy. Czarne, jedwabiste włosy opadały na Jego szerokie ramiona. Gibkie ręce okrywała jedwabna szata. Mena podziwiała w myślach każdy aspekt Jego wyglądu. Jawił jej się teraz jako ideał męskiej urody. Jej konsternacja rozbawiła Śiwę i uśmiech przemknął po Jego twarzy.

Przed Panem tańczyło osiem siddhich, które rozsypywały płatki róż. Rzeki Ganga i Jamuna wachlowały Pan ćamarami z włosia jaków, a Wisznu z innymi bogami kroczyli za Nim.

Mena z Himawanem wyszli Panu naprzeciw. „O wielki Panie, do­prawdy szczęście uśmiechnęło się do mojej córki. Siłą swych wyrzeczeń zdobyła taki skarb!” – powitała Śiwę Mena. Następnie posmarowała papką sandałową czoło Pana i obsypała Jego stopy ryżem z kurkumą. Inne mężatki, aby przywołać pomyślność, kołysały przed Panem lampkami, w których płonęło stopione masło i kamfora.

Żony mędrców odprowadziły Parwati do rodzinnej świątyni. Również panna młoda wzbudziła zachwyt zebranych. Jej długie, czarne włosy zapleciono w warkocze, ozdobione kwiatami i klejno­tami. Naszyjniki zdobiły jej piersi, a bransolety ręce. Parwati rozchyliła nieznacznie pokryte czerwoną szminką usta i ukazała białe niczym perły zęby. Jej ciało pokrywały pasta sandałowa, piżmo i szafran. U jej stóp dźwięczały dzwonki. W jednej ręce trzymała lusterko ozdobione klejnotami, a w drugiej lotos. Bogowie nisko się pokłonili przepięknej Matce Wszechświata. Parwati z Śiwą spojrzeli na siebie i wymienili sekretny sygnał miłości. Następnie Parwati zniknęła za drzwiami świątyni, gdzie oddała cześć bogini jej rodziny. Gdy skończyła, raz jeszcze wzięła kąpiel i przywdziała szaty i ozdoby, które dostała od Pana Śiwy.

Również pan młody wziął kąpiel i przywdział ślubny strój. Po czym na swym byku wkroczył do sali ślubów. Nad Jego głową rozpostarto biały baldachim, przynależny królom. Pan i Parwati zajęli miejsce na specjalnym podeście, a kiedy planety ustawiły się w pomyślnej kons­telacji, mędrcy dali znak do rozpoczęcia ceremonii.

Himawan chwycił córkę za rękę i zwrócił się do pana młodego: „O Panie Śiwo! Oddaję Ci tę dziewczynę za żonę. Łaskawie przyjmij ją!”. Umieścił dłoń córki w dłoni Śiwy i wypowiedział mantrę: „Tasmai Rudraja Mahate”.

Śiwa, trzymając lotosową dłoń Parwati, także wypowiedział sto­sowne mantry. Na polecenie kapłana namalował czerwoną kropkę – symbol pomyślności – na czole oblubienicy. Następnie oprowadził ją trzykrotnie wokół świętego ognia. Tym samym los Sundaramurtiego związał się z Boginią Parwati. Doprawdy, stanowili Oni dwie połowy odwiecznej Jedni. Kiedy usiedli na tronie, wszyscy goście podchodzili, by oddać Im cześć.

Na koniec ceremonii szesnaście niebiańskich matek zaprowadziło pannę młodą pod ślubny kobierzec, gdzie „oddały” Parwati Śiwie. Rati, żona Kamy, uznała, że to najlepsza chwila, by błagać Śiwę o przywrócenie życia jej mężowi. Pan zgodził się i Kama pojawił się taki, jakim go wszyscy znali.

Zgodnie ze zwyczajem po czterech dniach spędzonych w domu panny młodej goście weselni przenieśli się do domu pana młodego. Mena szlochała i prosiła Śiwę, żeby troskliwie zajmował się jej ukochaną córką. Niebiańskie matki pouczyły Parwati o obowiązkach cnotliwej żony. Parwati, płacząc, pożegnała się z rodzicami. W końcu Śiwa z Parwati wyruszyli w towarzystwie gości weselnych na górę Kajlasa. Gdy tam dotarli, goście pożegnali się i zostawili Ich samych.

Om Namaśiwaja!