Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Manifestacje Śiwy

„O moje serce! Medytuj o niepokalanym
złotowłosym towarzyszu Dewi,
córki skrytych w chmurach gór,
o moje serce! Medytuj o Nim!”
Święty Appar

Pan Śiwa nie jest kojarzony z inkarnacjami, lecz naprawdę przyjmował je wielokrotnie na prośbę swych wielbicieli. Poniżej Czytelnik znajdzie opis kilku z nich.

Jednym z wcieleń Pana Wisznu był człowiek-lew Narasinha. Po zabi­ciu demona Hiranjakaśipu Jego gniew nie wygasał, a bogowie bali się, że zniszczy świat. Pospieszyli więc do Pana Śiwy, by poskromił Narasinhę. Śiwa przyjął straszliwą postać Śarabhy, gigantycznego ptaka o zakrzywionym dziobie, czterech łapach, twardych szpo­nach i czarnym grzbiecie. Jego troje oczu pobłyskiwało niczym ognie zniszczenia przy końcu świata. Śarabha spadł na Narasinhę jak sęp na węża i zabił Go ku radości bogów.

Śiwa przybrał swą pierwotną postać i rzekł: „Tak jak mleko pozostaje mlekiem, gdy wleje się je do mleka, i jak woda pozostaje wodą, gdy zmiesza się ją z wodą, tak Ja i Wisznu jesteśmy jednym i nie ma znaczenia czy Ja zabiję Jego, czy On Mnie. Naprawdę jesteśmy nieśmiertelni i nie można nas zabić. Jak aktorzy, którzy przywdziewają różne kostiumy, by rozweselić widzów, tak My zabawiamy naszych wielbicieli”.

Mędrzec Śilada spełniał pokuty dla Indry, ponieważ pragnął syna. Co więcej, chciał dla niego daru nieśmiertelności, którego jednak Indra nie mógł mu dać. Mędrzec zaczął więc medytować o Śiwie. Po latach praktyk, podczas których ciało mędrca zamieniło się prawie w szkielet, Śiwa obiecał mu, że On sam zostanie jego synem. Śilada rozpalił ogień ofiarny, z którego na koniec wyłoniło się dziecko. Miało ono troje oczu, cztery ramiona, a w dłoniach trzymało trójząb i buławę. Jego ciało przykrywała diamentowa zbroja. Bogowie obsypali tę nową inkarnację Śiwy kwiatami. Dziecko przyniosło radość wszystkim, dlatego naz­wano je Nandim (skrót od „ananda” – radość). Ojciec wziął syna do pustelni, lecz tam stracił on swe boskie atrybuty. Zapomniał także o swym nadludzkim pochodzeniu. Śilada był rozczarowany, ale nie żałował synowi dobrego wykształcenia.

Pewnego dnia w pustelni pojawili się bogowie Mitra i Waruna. Przyjrzeli się chłopcu uważnie i oznajmili ojcu, że mimo pomyślnych znaków chłopiec umrze, gdy skończy osiem lat. Śilada się rozpłakał, a Nandi wzniósł modlitwy do Śiwy. Pan ukazał się ojcu i przypomniał mu, że jego syn jest nieśmiertelny. Obiecał także, że się nim zaopiekuje. Następnie zdjął naszyjnik i zawiesił go na szyi chłopca. W tejże chwili Nandi przyjął boską postać, a Parwati przygarnęła go jak swego syna. Nieco później został on jednym z ganapatich, dowódców przybocznej straży Śiwy. Nandi, w postaci byka, zawsze spoczywa u stóp Pana Śiwy.

Nie sposób zliczyć manifestacji, jakie Pan Śiwa przyjął, aby wystawić swych wielbicieli na próbę bądź też obdarzyć ich błogosławieństwami.

W wiosce Nandigrama, w rejonie Mathurai, mieszkała prostytutka Mahananda. Była wyjątkowo piękna i z oddaniem czciła Śiwę. Posiadła wiele umiejętności, lecz najlepiej znała się na sztuce miłosnej. Nocami oddawała się więc sztuce miłości, a w dzień tańczyła i śpiewała dla Pana swego serca. Gdy to robiła, przywdziewała proste szaty, zawieszała na szyi korale rudraksza, a czoło mazała popiołem. Trzymała w swym obejściu małpę i koguta, które nauczyła tańczyć do pieśni wysławiających Śiwę. Pana zaciekawiła wielbicielka, która trudniła się dość szczególnym zajęciem. Przyszedł więc do niej w przebraniu kupca Wajszjanatha. Trzymał w ręku rudrakszę i intonował imiona Śiwy. Mahananda przyjęła go serdecznie, nie tylko dlatego że był przystojny, lecz przede wszystkim dlatego, że był wielbicielem jej Pana. Gdy już posadziła gościa wygodnie, zauważyła na jego przegu­bie złotą bransoletę wysadzaną klejnotami.

„Jaką masz śliczną bransoletę” – powiedziała z nutką zazdrości.
Kupiec wyczuł jej pragnienie i odparł: „Mogę ci ją dać, ale wiedz, że jest bardzo cenna. Jak chciałabyś mi za nią zapłacić?”.
„Jestem kurtyzaną, mogę ci więc zapłacić tylko monetą miłości”.
„Ile według ciebie warta jest ta bransoleta?”. Dziewczyna odpowiedziała: „Będę twoją żoną przez trzy dni i trzy noce”.

Kupiec się zgodził i poprosił ją, by powtórzyła swe słowa trzykrotnie, biorąc Słońce i Księżyc za świadków. Gdy to uczyniła, wręczył jej bransoletę. Dał jej także lingę Śiwy pokrytą klejnotami z prośbą o prze­chowanie w bezpiecznym miejscu. Mahananda umieściła lingę na do­mowym ołtarzu, przed którym zwykła tańczyć dla Pana. Pilnowanie cennego przedmiotu powierzyła swoim zwierzętom. W środku nocy, którą dziewczyna spędzała z kupcem, rozległ się wrzask koguta i małpy. Ogień zajął komnatę, w której był ołtarz i linga Śiwy.

Kupiec wpadł w rozpacz: „Nie chcę żyć bez mojego bóstwa! Porzucę swe ciało w ogniu ofiarnym”.

Mimo błagań Mahanandy kupiec okrążył trzy razy ogień i wskoczył w niego. Dziewczyna była zdruzgotana i winiła siebie: „To wszystko przez moją chciwość! Obiecałam zostać jego żoną na trzy dni i noce, lecz nie dotrzymałam słowa. Jestem mu winna wierność po śmierć, dlatego wejdę za nim w płomienie”. Na nic zdały się błagania bliskich. Mahananda skupiła myśli na stopach Pana Śiwy i uczyniła krok w stronę ognia. Lecz wtedy stanął na jej drodze sam Śiwa. Chwycił ją za dłoń i powiedział: „To ja przyszedłem do ciebie w przebraniu kupca. Chciałem sprawdzić twą pobożność, odwagę i oddanie dla Mnie. To także Ja wznieciłem ogień w twej komnacie. Wyszłaś z próby zwycięsko, dlatego spełnię każdą twą prośbę”.

Mahananda była oszołomiona ogromem łaski Pana: „Nie pragnę ziemskich przyjemności, nie pragnę niebiańskich i żadnych innych. Pragnę tylko dotknąć Twych lotosowych stóp. Moje wszystkie przyjaciółki i wszyscy moi krewni są Twymi wielbicielami. Proszę, weź ich razem ze mną do swej świętej siedziby i wybaw nas od strasz­nego strachu przed ponownymi narodzinami w tym świecie!”. Pan z radością spełnił jej prośbę.

Niniejsze zdarzenie pokazuje, że Pan bierze pod uwagę nasze in­tencje. Dziewczyna była córką prostytutki. Swoje zajęcie „odziedziczyła” po matce i nie znała innego. Lecz swe serce całkowicie oddała Śiwie. Pan zna nasze serca i nie ocenia nas po tym, co widać na zewnątrz, lecz po tym, co mamy w sercu.

Bracia Pandawowie, wielbiciele Pana Śiwy, zostali wygnani ze swego królestwa przez kuzynów Kaurawów. Ukrywali się w lesie, gdzie odwiedził ich Pan Kryszna. Pan poradził Ardźunie, by wykorzystał czas na zdobycie przychylności Pana Śiwy i poprosił Go o potężny po­cisk paśupata, który bardzo przydałby się w spodziewanej wojnie między kuzynami.

Ardźuna udał się więc na górę Indrakila, w Himalajach, w pobliżu Badarikaśramu, i rozpoczął medytację przed lingą Śiwy. Postanowił mu w tym przeszkodzić jego niegodziwy kuzyn Durjodhana. Nasłał on na Ardźunę demona Mukę, który przyjął postać dzika. Pan Śiwa nie zostawia jednak swych wielbicieli bez opieki. Przeistoczył się w myśliwego Kiratę i, razem z Parwati, zapolował na dzika. Odgłosy polowania wyrwały Ardźunę z medytacji. Otworzył oczy i zobaczył pędzącego na siebie dzika. Szybko wyciągnął łuk i przeszył zwierzę strzałą. W tej samej chwili zwierzę trafiła także strzała Kiraty. Ardźuna podszedł, by wyciągnąć swą strzałę, a wtedy z lasu wyłonił się Śiwa. Pan uwielbia droczyć się ze swymi wielbicielami, a Ardźuna był Jego ulubieńcem. Dlatego głośno krzyknął: „Stój! Nie dotykaj go! Zginął od mojej strzały!”.

Ardźuna spojrzał na intruza z niechęcią: „Chyba nie wiesz, kim jestem? Zwą mnie Ardźuną i słynę jako niezrównany łucznik. Jakże więc taki leśny odludek jak ty może myśleć, że jest tak dobry jak ja? Zdaje ci się, że trafiłeś tego dzika. To ja go zabiłem!”. Kłótnia skończyła się pojedynkiem w strzelaniu z łuku. Śiwa w myślach docenił umiejętności i wytrwałość Ardźuny, który jednak nie mógł mu dorównać. Ardźuna nie rozumiał, jak mógł przegrać, i poprosił myśliwego o przerwę. Następnie zrobił girlandę z leśnych kwiatów i złożył ją lindze Śiwy. Wielbił Pana i błagał Go o pomoc. W serce Ardźuny wlała się nowa nadzieja i był gotów kontynuować pojedynek. Odwrócił się do myśliwego i ze zdumieniem zobaczył, że girlanda, którą położył na lindze, wisi na szyi przeciwnika. Wtedy zrozumiał, co tak naprawdę zaszło. Rzucił się do stóp Śiwy i błagał Go o przebacze­nie za swą zuchwałość. Pan i Parwati przyjęli swe prawdziwe postacie, a wokół nich zaroiło się od ganów.

Śiwa zaśmiał się i wyznał: „Walka z tobą sprawiła mi wielką przyjemność. Jestem pod wrażeniem twojej waleczności i talentu. Możesz mnie prosić, o co tylko chcesz!”.

Ardźuna tak bardzo wstydził się swego czynu, że nie miał odwagi prosić o broń, na której mu zależało. Powiedział więc: „Pragnę jedynie zachować przez całe życie oddanie dla Twych świętych stóp”. Śiwa, który znał pragnienie Ardźuny, nalegał, by poprosił o coś jeszcze. W końcu książę powiedział o broni.

Pan Śiwa odrzekł: „Z radością dam ci swój potężny pocisk paśupata, dzięki któremu staniesz się niepokonany. Z jego pomocą zwyciężysz wrogów i odzyskasz swe królestwo”. Następnie Pan wrócił z Parwati na Kajlasa, a Ardźuna do swych braci i Draupadi.

Na południowym krańcu Półwyspu Indyjskiego znajduje się okazała świątynia Kanjakumari. Jest ona poświęcona bogini dziewicy, z czym wiąże się piękna historia.

Na prośbę bogów Parwati miała pojawić się na ziemi, by zabić pewne demony. Jej ziemska postać przybrała imię Punjakszi. Dziewczyna była, rzecz jasna, oddaną czcicielką Pana Śiwy, którego całym sercem pragnęła poślubić. Bogowie jednak nie chcieli do tego dopuścić, gdyż tylko dziewica mogła zabić demony. Punjakszi zwróciła się wtedy do Pana o przekonanie bogów, by się za nią wstawił. Śiwa zawsze sprzyja swym wielbicielom, dlatego poprosił bogów o zgodę na ślub. Bogowie nie mogli mu odmówić, ale obmyślili podstęp, który miał przeszkodzić w małżeństwie.

„Ten, kto chce wziąć ją za żonę, musi zapłacić daninę ślubną” – zastrzegli bogowie.
„Co nią jest?” – spytał Pan.
„To trzcina cukrowa bez włókien, liść betelu bez żył i mango bez pestki” – powiedzieli.
Śiwę rozbawił ich podstęp i momentalnie stworzył te trzy rzeczy. „A teraz możemy ustalić datę ślubu” – oznajmił zaskoczonym bogom.

Oni jednak wymyślili kolejną trudność: „Jeśli chcesz ją poślubić, mu­sisz to zrobić jeszcze przed świtem albo będziesz musiał czekać do końca tego wieku”. Było to nie lada wyzwanie, ponieważ Punjakszi mieszkała na południowym krańcu Półwyspu, a Śiwa na północnym, na szczycie Kajlasa. Śiwa niezwłocznie wyruszył w podróż na południe, jednak tuż przed Kanjakumari usłyszał pianie koguta. Śiwa uznał, że to już świt i że nie udało mu się dotrzeć na czas. Dlatego przerwał marsz i pozostał w postaci lingi w mieście Sućindram, nie­daleko Kanjakumari. Czeka tam na koniec obecnej epoki, by dotrzymać słowa, jakie dał Punjakszi. W istocie to bogowie sprawili, że kogut zapiał w środku nocy.

Tymczasem Punjakszi, odziana w ślubne szaty, czekała na oblubieńca. Razem z nią czekali kapłani i goście. Kogut zapiał o świcie, lecz pan młody się nie pojawił. Punjakszi rozpłakała się z żalu i złości. Zaczęła zrzucać naczynia ze stołów i drzeć szaty na sobie.

Demony, by jej jeszcze bardziej dokuczyć, ofiarowały się za mężów. Tego Punjakszi znieść nie mogła. Chwyciła za sierp i wycięła ich w pień. O to właśnie chodziło bogom! Następnie stanęła na plaży, z twarzą skierowaną w stronę morza, i przysięgła, iż nie opuści tego miejsca, dopóki nie będzie jej dane połączyć się ze swym Panem. Tak stała się Kanjakumari, boską dziewicą. Bogowie obiecali jej, że pod ko­niec cyklu stworzenia połączy się z Śiwą.

Potrawy, które Punjakszi strąciła na ziemię, zabarwiły piasek na różne kolory. Jeszcze dzisiaj można go oglądać na plaży Kanjakumari.

Mi­nakszi, księżniczka w starożytnym tamilskim królestwie Madurai, urodziła się z trzema piersiami. Astrologowie przepowiedzieli, że pozbędzie się środkowej piersi, tylko wtedy gdy stanie twarzą w twarz z mężczyzną, który zechce ją poślubić. Perspektywa zamążpójścia wydawała się w jej przypadku mało prawdopodobna, dziewczyna wolała bowiem męskie zajęcia, np. naukę we władaniu bronią i strategię wojenną, niż zajęcia odpowiednie dla księżniczki. Została nawet dowódcą wojsk swego ojca. Poprowadziła armię ojca na południe, zachód, wschód i północ aż po Himalaje, zmuszając do poddaństwa wszystkich władców, którzy ośmielili się przeciw niej wystąpić.

W Himalajach usłyszała o potężnym pustelniku, który sprzeciwiał się władzy kszatrijów. Jak dotąd nie udało się go ujarzmić żadnemu królowi. Minakszi była pewna, że jej pierwszej się to uda. Wysforowała się przed swój oddział, lecz na jej drodze stanął jakiś przystojny asceta. Rozkazała mu zejść z drogi. Asceta uśmiechnął się i nie zrobił kroku. Rozgniewana Minakszi zeskoczyła z konia i ruszyła w stronę śmiałka z uniesionym mieczem. Ten zaś roześmiał się głośno i dalej stał w miejscu.

Kiedy Minakszi spojrzała w oczy ascety, nagle znieruchomiała, a jej trzecia pierś odpadła. Miała wrażenie, że się topi pod przenikliwym wzrokiem tego człowieka. Jej ramię opadło, a miecz wyleciał jej z dłoni. Następnie skłoniła się nisko do stóp ascety, którym okazał się Pan Śiwa. Minakszi była w istocie Parwati, która wcieliła się w postać wo­jowniczej księżniczki, aby odegrać tę boską zabawę. Bogowie obsypali parę deszczem kwiatów, a ceremonię ślubną Sundareśwary (Śiwy) i Minakszi poprowadził sam Wisznu. Do dzisiaj żywy jest kult tej boskiej pary w świątyni Minakszi, w Madurai (Tamil Nadu).

Mędrcy oddani srogim pokutom w lasach zapomnieli, co to pokora. Dumni ze swej mocy zarzucili przestrzeganie Prawa. Chcąc dać im nauczkę, Pan Śiwa przybrał swą ulubioną postać młodego pustelnika i udał się do lasu. Na Jego widok mędrcy ze swymi żonami błagali, żeby z nimi został, i obiecywali mu poprawę. Byli gotowi zrobić, cokolwiek Pan zechce, lecz pustelnik zaśmiał się lekceważąco. Wtedy urażeni mędrcy stworzyli tygrysa, węża i goblina, które miały zabić młodzieńca. Śiwa jednak zabił tygrysa i odział się w jego skórę, a węża owinął sobie wokół szyi. Wskoczył na plecy goblina i zaczął tańczyć. Był to makabryczny taniec, który wstrząsnął posadami Ziemi. Zbite warkocze Śiwy uderzały o planety, Jego stopy kruszyły góry, a ra­miona oplotły gwiazdy. Zdumiewający taniec przyciągnął bogów z niebios i demony z dolnych światów. Śiwa wirował w takt niebiańskiej muzyki, a do mędrców dotarło, że Pan obdarł ze skóry tygrysa ich am­bicji, okiełznał węża ich pożądania i złamał goblina ich ego. Dziki ta­niec Śiwy uosabiał istotę życia, kosmiczny cykl stwarzania, trwania i niszczenia. Był to nieposkromiony taniec cząsteczek energii, które tworzą ten pulsujący świat materii. Stwórca, utrzymujący i niszczący – w swej prawej dłoni trzymał grzechotkę, wydającą dźwięk taki, jaki wydobywa się z gardła w chwili śmierci oraz na początku porodu. W swej lewej dłoni podtrzymywał ogień, który pali i niszczy, ale też oświetla i gotuje pożywienie podtrzymujące przy życiu. Wokół Śiwy, obracało się ogromne koło czasu, koło sansary – niekończących się na­rodzin i śmierci. Bogowie i mędrcy urzeczeni przyglądali się temu wspaniałemu przedstawieniu Pana Nataradźa, kosmicznego tancerza. To ten taniec zainspirował mędrca Bharatę do stworzenia dzieła Natjaśastra, czyli nauki tańca. Motyw tańczącego Pana został uwiecz­niony m.in. w brązowej figurze Nataradźa, która stoi w świątyni Ćidambaram w południowych Indiach.

Om Namaśiwaja!